Kolejny, niestety już ostatni, przepis z serii „blogerzy na
wakacjach” . Z naszego wyjazdu najlepiej zapamiętam wspólne posiłki.
Odwiedzaliśmy różne restauracje, siadaliśmy przy dużym stoliku (w końcu musiał
pomieścić aż 7 osób), każdy zamawiał inne danie i wszyscy mogli spróbować
wszystkiego. Do tego obowiązkowo duży dzbanek lokalnego wina. Równie miłe były kolacje
przyrządzane samodzielnie. Nasza kuchnio- jadalnia na „tarasie z widokiem”, to
było świetne miejsce na wspólne posiłki. Czasem powtarzaliśmy tam dnia, które
wcześniej jedliśmy „na mieści”. Tak właśnie było z Cevapcici- to takie
kiełbaski z mielonego mięsa, które można znaleźć we wszystkich chorwackich
knajpkach. Co ciekawe, w każdej smakują trochę inaczej. To chyba jak z naszym
bigosem- ilu kucharzy tyle przepisów na bigos. Cevapcici szczególnie spodobały
się Małej „I” i Szkodnikom- „o mielone!”
;-) Niestety w restauracjach były zawsze bardzo mocno doprawione i dzieci
rezygnowały po paru kęsach, dlatego na naszym „tarasie z widokiem” postanowiliśmy
z Misiem zrobić łagodniejszą wersję Cevapcici.
Składniki:
500g mielonej jagnięciny
500g mielonej wieprzowiny
1 biała cebula
3 ząbki czosnku
1 łyżka soli
1 łyżeczka słodkiej papryki w proszku
1 łyżeczka czarnego pieprzu
Ok. 6 łyżek chłodnej wody
Olej do smażenia
Wykonanie:
Czosnek i cebulę po obraniu i umyciu bardzo drobno
posiekaliśmy i dodaliśmy do mielonego mięsa. Dosypaliśmy przyprawy i Miś
wszystko dokładnie wymieszał, a ja stopniowo dolewałam wodę. Tak przygotowane
mięso odstawiliśmy do lodówki na całą noc.
Kolejnego dnia z mięsa formowaliśmy ruloniki grubości
kciuka, które następnie pocięliśmy na kawałki o długości 5 cm .
Najfajniejsze są grillowane kiełbaski, niestety nie mieliśmy
grilla, ani nawet patelni grillowej, dlatego na zwykłej patelni rozgrzaliśmy
olej i smażyliśmy Cevapcici po kilka minut z każdej strony.
Odsączyliśmy potem nadmiar tłuszczu na papierowych
ręcznikach i przekładaliśmy gorące kiełbaski na talerze małych i większych
głodomorków ;-)
Wakacje niestety nie trwają wiecznie. Obie rodziny
(koperkowa i misiowa) wróciły do swoich domów. Mimo dzielącej nas odległości
spotykamy się od czasu do czasu i właśnie doszliśmy do wniosku, że wspólne
gotowanie, a następnie publikowanie na blogach tych samych przepisów jest na
tyle fajne, że ta „nowa świecka tradycja” będzie kontynuowana :-)
Nasze chorwackie kucharzenie w wersji koperkowej:
Oraz misiowej
Zapraszam :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz